Być radomskim literatem to nie bułka z masłem



Trwa Przegląd Artystów Radomskich. Z tej okazji bierzemy pod lupę Marcina Kępę – radomskiego pisarza, animatora kultury i wieloletniego pracownika Resursy Obywatelskiej

Z pisaniem nie jest taka prosta sprawa, do tego trzeba dojrzeć, mówił Marcin Kępa, który pierwszy swój tekst opublikował 20 lat temu. Miał wówczas 18-19 lat, a 10 lat później młody pisarz wydał swoją pierwszą książkę.

Marcin Kępa zaczynał od tekstów dziennikarskich, felietonistycznych i popularnonaukowych.  Tak jak opowiadał, do beletrystyki również dochodzi się latami i jest to pewien proces. Pierwsza książka, którą sam autor uważa za beletrystyczną to „Paczka Radomskich”, będąca wspólnym dziełem wraz z Ziemowitem Szczerkiem, wydana w 2010 r.

W „Paczce Radomskich” Radom pokazany jest w różnych aspektach i z różnych perspektyw. W książce nasze miasto jawi się jako miejsce z problemami, ale również i potencjałem. Krzywdząca byłaby opinia, uznająca „Paczkę” za negatywny obraz Radomia, tłumaczył Marcin Kępa. Jednak kiedy pisze się o swoim mieście na poważnie, to nie można robić z tej opowieści laurki, przekonywał autor.

A czy łatwo być w Radomiu artystą, pisarzem, twórcą? Jak stwierdził Marcin Kępa to trudne pytanie. Analizując ostatnie lata, sytuacja w naszym mieście zaczyna się zmieniać na lepsze. Jednak niewątpliwe Radom jest miastem trochę prowincjonalnym. Biorąc pod uwagę mapę kulturalną kraju nie jest miejscem, które czymś szczególnym się wybija, poza kilkoma cyklicznymi imprezami rozpoznawalnymi w Polsce. Siłą rzeczy radomskie środowisko literackie jest uboższe niż w innych miastach.

Na pewno w Radomiu brakuje krytyki artystycznej, publicystycznej, mówił Marcin Kępa. Radomskie media również nie interesują się w dostateczny sposób tego typy tematami, stwierdził pisarz. Ponadto Radom jako ośrodek kulturalny decydowanie traci, ponieważ nie jest miastem wojewódzkim. Być może, gdyby Radom utrzymał status miasta wojewódzkiego, wyglądałoby to trochę inaczej, podsumował Marcin Kępa.

Komentarze



CLOSE
CLOSE