„Czekałem całe życie, żeby zrobić ten film!”



„Kiedy pracowałem nad 'Piątym elementem’ – Jean-Claude Mézières, główny projektant Valeriana zapytał: 'Czemu nie kręcisz Valeriana, tylko ten 'Piąty element’?” – wspomina Luc Besson. „Jednak technologia nie była wtedy tak zaawansowana i nie było to możliwe do zrobienia. Ale w końcu po latach pojawił się 'Avatar’, który pokazał, że w kinie nie ma już żadnych granic. I końcu mi się udało. 'Piąty element’ miał 188 ujęć z efektami specjalnymi. 'Valerian’ ma ich 2734…” – dodaje reżyser superprodukcji „Valerian i Miasto Tysiąca Planet”, którą można oglądać w kinach.

Na długo zanim Luc Besson stał się jednym z czołowych twórców autorskiego kina akcji – scenarzystą, producentem i reżyserem legendarnych hitów w jednej osobie – był po prostu młodym chłopakiem zafascynowanym serią komiksów pt. „Valerian i Laureline”.

Jak wspomina sam Besson: – Kiedy miałem 10 lat w każdą środę zaglądałem do kiosku. Pewnego razu znalazłem tam czasopismo komiksowe pt. „Pilote”, a w nim odcinek „Valeriana i Laureline”. Pomyślałem sobie, „O Boże, co to jest?”. Tamtego dnia zakochałem się w Laureline i zapragnąłem „być” jej Valerianem. Besson szybko stał się oddanym fanem rozrastającej się do 22 tomów serii komiksowej francuskiego autora Pierre’a Christina z bogatą szatą graficzną Jean-Claude’a Mézièresa.

– To były lata 70. i po raz pierwszy w kulturze popularnej pojawiła się postać takiej zadziornej współczesnej dziewczyny. – dodaje Besson – Nie chodziło o superbohaterów w pelerynach. Ten komiks był lekki w formie i ekscytujący dlatego, że Laureline i Valerian przypominali zwyczajnych współczesnych policjantów. Z tą różnicą, że akcja rozgrywała się w XXVIII wieku, więc wszystko było dość dziwne i niesamowite.
Komiks, opublikowany po raz pierwszy w 1967 roku przez wydawnictwo Dargaud, nie tyko zachęcił reżysera do nakręcenia w 1997 roku „Piątego elementu”, ale też zainspirował innych filmowców do stworzenia wielu z najbardziej kultowych filmów science-fiction ostatniego półwiecza.

Na zdjęciu Dane DeHaan i Rihanna.

Reżyser tak ważnych filmów akcji, jak „Nikita” i „Leon zawodowiec”, pozostał przez lata wiernym swej pierwszej książkowej miłości do „Valeriana i Laureline”. Jednak dopiero w “Piątym elemencie” wrócił do ulubionej lektury z młodości, gdy zakiełkował w nim pomysł adaptacji przygód ulubionych bohaterów. Dziś Besson śmieje się:
– Jean-Claude Mézières, autor scenografii do „Piątego elementu” mówił mi wtedy: – Po co to kręcisz? Powinieneś zekranizować „Valeriana”!

Ograniczony przez filmowe technologie lat 90., Besson zdawał sobie sprawę, że na efekty specjalne godne adaptacji „Valeriana…” przyjdzie mu jeszcze długo i cierpliwie poczekać.
– Kiedy wróciłem do lektury komiksu po latach – wspomina reżyser – zdecydowałem, że nie da się sfilmować serii o Valerianie. Ówczesna technika była zbyt prymitywna, by odtworzyć na ekranie niesamowite kosmiczne światy, zamieszkałe przez plejadę obcych.
Już wtedy wiedziałem, że potrzeba będzie prawdziwego wstrząsu w świecie filmu i ewolucyjnego skoku w dziedzinie efektów specjalnych, by przenieść „Valeriana” na duży ekran. Kiedy James Cameron powołał do życia „Avatara”, francuski filmowiec uznał, że już czas, by dać światu kinową wersję swojego ulubionego komiksu.
– Wcześniej czekałem na nowoczesne narzędzia, które sprawią, że jedyną granicę w pracy nad filmem stanowić będzie nasza własna wyobraźnia. „Avatar” wchodząc do kin uczynił to wszystko możliwym. Właśnie wtedy postanowiłem nakręcić „Valeriana”.

Od czasu kiedy wypromował, nieznane wcześniej, Natalie Portman oraz Millę Jovovich, Besson ma talent do wyłapywania przyszłych kobiecych ikon kina akcji. Wiadomo było, że szczęściara, która zdobędzie rolę Laureline, znajdzie się na szczytach rankingów światowych gwiazd.
Ostatecznie reżyser wybrał młodą modelkę-aktorkę Carę Delevingne, znaną z ról w melodramatach („Papierowe miasta”, „Anna Karenina”) oraz megahitach („Legion Samobójców”).
– Znałem Carę ze świata mody, ale musiałem się przekonać, czy traktuje aktorstwo poważnie. – mówi reżyser. – Jest urocza, ale potrzebowałem sprawdzić, czy podoła tej roli fizycznie i czy naprawdę jest zdeterminowana.
Besson przeprowadził z Carą dokładne i wymagające przesłuchania, po których potwierdził swoją wcześniejszą decyzję o obsadzeniu jej w głównej roli kobiecej. Jak wspominała to brytyjska aktorka:
– Luc kazał mi wykonać zadania aktorskie jak w prawdziwej szkole teatralnej. Poprosił, żebym udawała zwierzę plus kilka podobnych ćwiczeń. Było to bardzo old-schoolowe i fajne doświadczenie.
Delevingne marzyła o aktorstwie jeszcze przed pójściem do przedszkola, więc myśl o zagraniu u reżysera, którego filmy podziwiała od lat, tym bardziej ją ekscytowała.
– Pamiętam, że jako dziecko byłam zafascynowana kolorami i postaciami z filmów Bessona, takimi jak ten niesamowity błękitny kosmita w „Piątym elemencie” – wspomina aktorka. – Od razu pokochałam ten film i do tej pory pozostał jednym z moich ulubionych.

Cara Delevingne „I Feel Everything” – utwór ze ścieżki dźwiękowej do filmu „Valerian i Miasto Tysiąca Planet” 

zdjęcia: © 2017 VALERIAN SAS – TF1 FILMS PRODUCTION

źródło: Kino Świat/Materiały prasowe

Komentarze



CLOSE
CLOSE