„Nie masz pojęcia, jakie rzeczy działy się w Radomiu…” – czytamy na odwrocie książki. I faktycznie, nie mamy pojęcia. Wyobraźnia autora zdaje się być nieograniczona. „Zaczęło się w Radomiu” to miszmasz gatunków i stylów. Konrad Mazur zabiera czytelników w interesującą podróż po rzeczywistości alternatywnej. A sam Radom zdaje się być miejscem tajemniczym i fascynującym, pełnym nieznanych i przerażających legend.
„Zaczęło się w Radomiu” to debiutancki zbiór opowiadań autorstwa rodowitego radomianina, Konrada Mazura. Książka ukazała się w 2017 roku w wydawnictwie Novae Res.
Na książkę składa się osiemnaście historii. Wśród nich znajduje się opowieść o bojaźliwym Mojrzeszu (sic!), który musi przeprowadzić Żydów do Ziemi Obiecanej, choć wcale nie ma na to ochoty. Poznamy sensacyjną historię o piramidach pod Radomiem. Będziemy świadkami inwazji na Radom, która okaże się pierwszą bitwą o Ziemię. Razem z radomskim nastolatkiem zmienimy przyszłość. Odkryjemy wstrząsającą historię powstańców styczniowych, która została ukryta w piwnicy gmachu Delegatury Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. Weźmiemy udział w pijackiej dyskusji dwóch szwagrów, a także będziemy mogli porozmawiać z nietypowym barmanem.
Opowiadania są bardzo nierówne. Zdarzają się lepsze i gorsze. Swoistymi perełkami, które podbiły moje serce, są: „Piramidy pod Radomiem” oraz „Tajemniczy klient”. Muszę przyznać, że z przyjemnością przeczytałabym całą powieść o inwazji kosmitów na Radom. Reszta historii nie jest zła. Opowiadania są całkiem dobre. W niektórych z nich zabrakło jednak tego czegoś, co przykułoby uwagę i sprawiło, że historia na dłużej zapadłaby w pamięć.
Jak wiedzą wszyscy radomianie, pod hasłem Zaczęło się w Radomiu są obchodzone uroczystości związane z wydarzeniami Czerwca ’76. Dlaczego autor zdecydował się na taki, powiedzmy, dość kontrowersyjny tytuł? Tym bardziej, że samego Radomia jest jak na lekarstwo, a czerwcowym wydarzeniom zostało poświęcone tylko jedno opowiadanie, i to w dodatku o charakterze „alternatywnej rzeczywistości”. Na to pytanie czytelnicy muszą sami znaleźć odpowiedź.
Na plus autorowi można policzyć, że czerpie garściami z popkultury i przetwarza na swój sposób. W jego opowiadaniach można odnaleźć odniesienia do m.in. filmów z kosmitami czy do Indiany Jonesa. Czytelnik z przyjemnością odszuka znane motywy, konwencje czy sytuacje, które autor przemycił w swoich historiach. Interesujące jest także to, że autor nie ograniczył się tylko do jednego gatunku. W zbiorze możemy znaleźć opowiadania fantastyczne, przygodowe, kryminalne, a nawet horror.
Muszę także zaznaczyć, że parę rzeczy mi w niej przeszkadzało. Minusem jest alkohol. Bohaterowie piją na potęgę, a jak wiadomo, co za dużo to niezdrowo. W pewnym momencie pijackie rozmowy zaczynają już nużyć. W oczy rzuca się także fakt, że kobiet w książce Mazura jest jak na lekarstwo. Ciekawe czy to celowy zabieg czy zwykłe przeoczenie? Co więcej, mieszkańcy Radomia znajdą kilka nieścisłości związanych z samym miastem. Przykładem może być szpital na Tochtermana, który u Mazura został określony jako wojewódzki, choć w rzeczywistości to szpital miejski.
Autor posługuje się lekkim piórem. Dialogi są żywe, a słownictwo niekiedy dosadne. Jednym zgrzytem są stylizowane wypowiedzi, które brzmią dość pompatycznie i zamiast oddawać charakter epoki, wzbudzają śmiech lub irytację w czytelniku.
Książkę czyta się przyjemnie, choć niektóre historie mogą nużyć. Szkoda, że autor nie pokusił się o napisanie większej ilości opowiadań z Radomiem w tle. Warto jednak pamiętać, że „Zaczęło się w Radomiu” nie można traktować poważnie. Autor wielokrotnie puszcza oko do czytelnika. Mazur wykreował świat alternatywny, w którym wszystko jest możliwe. Nawet piramidy pod Radomiem.
Zapraszam także do posłuchania audycji Książka na weekend, w której razem z redakcyjnymi koleżankami Małgorzatą Pawlak oraz Oliwią Kijak dyskutujemy o książce „Zaczęło się w Radomiu”.