Od saletry i bambusowych pędów, po kilkuminutowe świetlne widowiska

Podczas zabawy sylwestrowej, wiele osób powita Nowy Rok, fajerwerkami. Ta tradycja istnieje już od dawna. Skąd się wzięły i jak powstały dzisiejsze fajerwerki?

Według jednej z legend sztuczne ognie, to wynik nieostrożności pewnego chińskiego kucharza, który wrzucił saletrę potasową do ognia, wywołując nagłe błyski. Pierwsze „petardy” również powstały  w Chinach około  200 r. p.n.e. Rozgrzane w ogniu bambusowe pędy dawały tylko głośny huk, którego zadaniem miało być odpędzenie złych duchów i dzikich zwierząt. To jednak wystarczało by zachwycić zgromadzonych i zachęcić wynalazców do dalszych eksperymentów pirotechnicznych.

Przełomowym momentem dla historii sztucznych ogni było wynalezienie czarnego prochu, a następnie tak zwanego ognistego leku. Te składniki łączone z pędami bambusa dawały wprawdzie coraz lepsze efekty, ale głównie dźwiękowe i dymne.

Dlatego też w Europie zaczęły być wykorzystywane jako element strategii wojennej. Pozwalały zamaskować lub wskazać własną pozycję. Z drugiej strony używane były podczas uroczystości religijnych. Szybko zaczęły być popularne na dworach królewskich i podczas spotkań politycznych, gdzie miały za zadanie podnieść rangę wydarzenia poprzez nastrój niesamowitości i dramaturgii.

Największy wkład w dalszy rozwój pirotechniki, wnieśli obok Chińczyków Włosi. To oni w ciągu dwóch wieków przekształcili wojenne petardy, w kolorowe, lśniące dzieła sztuki. Wzbogacili również kolorystykę fajerwerków.

Po raz pierwszy w Polsce użyto fajerwerków, aby uczcić narodziny przyszłego króla Zygmunta III Wazy. Polska szlachta niezwykle polubiła pokazy sztucznych ogni, które stały się gwoździem programu wielu wydarzeń. Warto wspomnieć choćby o pokazie przygotowanym na cześć zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, czy trzyminutowym spektaklu świetlnym, który miał miejsce w Warszawie w 1918 roku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

Od tego ostatniego wydarzenia, pirotechnika poszła zdecydowanie naprzód. Fajerwerki znacznie staniały i uświetniają już nie tylko wydarzenia publiczne, ale także te organizowane w prywatnych domach.

Warto jednak pamiętać, że te barwne, hałaśliwe pokazy, które tak bawią nas, ludzi – często są krzywdzące dla naszych czworonożnych przyjaciół: kotów, psów, a nawet zwierząt gospodarczych czy tych dziko żyjących.

Komentarze