Nie masz pojęcia, jakie rzeczy działy się w Radomiu… oj naprawdę nie będziecie mieli pojęcia, jeśli nie przeczytacie książki Konrada Mazura – Zaczęło się w Radomiu.
Na okładce książki Zaczęło się w Radomiu czytamy: „A gdyby tak cofnąć się w czasie, to co moglibyśmy zobaczyć? Bojaźliwego Mojrzesza (sic!), piramidy w Radomiu, potępione dusze powstańców styczniowych, alternatywną wersję własnego żywota? A co, gdybyśmy teraz rozejrzeli się dookoła – kogo moglibyśmy dostrzec? Czy przede wszystkim wiedzielibyśmy, kogo widzimy?
Czy zastanawiamy się, kim jest dystyngowany starszy pan, który nas przed chwilą minął, lub kim jest tajemniczy mężczyzna siedzący nieopodal nas w barze? Czy rozważamy, jak różnie mogłyby potoczyć się losy nastoletniego Seby, przedstawiciela młodzieży patriotycznej, gdyby znalazł się w innym możliwym świecie? Czy próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, co nas otacza, jest do bólu zwyczajne, czy też nic nie jest takie, jak się wydaje? A może nie będziemy w stanie nigdy się tego dowiedzieć?”
Kiedy zobaczyłam tytuł tej książki od razu pomyślałam, że będzie to książka o radomskich wydarzeniach z czerwca 76’, które obchodzimy pod hasłem „Zaczęło się w Radomiu”. Jednak myliłam się, ona nie ma nic wspólnego z tamtymi wydarzeniami. No, poza jednym małym rozdziałem, w którym i tak jest w dużej mierze fikcją autora.
Na powieść składa się 18 opowiadań. Każde z nich ma swój tytuł. Nie tworzą jednej, wspólnej całości. Praktycznie w każdym z nich jesteśmy w innym miejscu, ba – nawet w innej epoce. I nie wszystko dzieje się w Radomiu.
W wielu miejscach alkohol leje się strumieniami, panuje rozwiązłość seksualna, nawet zahaczająca o seks ze zwierzętami (apostoł Mateusz!). Czytając tę książkę byłam zniesmaczona, oburzona, zirytowana i zastanawiałam się, skąd autor wziął pomysł na takie historie. Niektóre wręcz absurdalne, przerażające a czasem obrzydliwe.
Momentami miałam wrażenie, że niektóre historie nawiązują do wydarzeń z historii Polski. Tak było np. w przypadku rozdziału o Mojrzeszu, który miał wyprowadzić Żydów do Ziemi Obiecanej. Sposób przedstawienia bohatera skojarzył mi się z Lechem Wałęsą i jego skokiem przez płot…
Przejawiał się też wątek homofobii – rozdział o walce Andrzeja. Ciekawe którego Andrzeja?…
Bardzo mi się nie podobało, gdy w przeczytałam, jak wojsko wymordowało mieszkańców Borek i zakopało wszystkich w zalewie na Halinowie (przecież każdy wie, że zalew jest na Borkach!). Jako mieszkanka tej dzielnicy byłam bardzo zniesmaczona.
Kolejny mocny punkt, dla mnie przerażający a momentami nawet obrzydliwy – to rozdział o piwnicy 25 w Delegaturze Urzędu Wojewódzkiego przy ul. Żeromskiego w Radomiu. Opisane wydarzenia (zjadanie powstańców przez pewne „stowarzyszenie”) sprawiały, że krew mroziła mi się w żyłach a włosy stawały dęba. Teraz mijając ten budynek zastanawiam się, jakie on kryje tajemnice? Mam nadzieję, że nie tak przerażające jak te z książki Mazura.
W książce pojawia się też kilka nieścisłości, jeśli chodzi o nazwy niektórych instytucji czy ulic przy których się znajdują.
Czytając Zaczęło się w Radomiu cały czas zastanawiałam się, skąd autor wziął pomysły na opisane historie?… Czy zachęcić Was do jej przeczytania? Osobiście nie polecam tej książki. Mi się nie podobała i niechętnie sięgnę po kolejną autorstwa tego pisarza.
Zachęcam do przeczytania recenzji Zaczęło się w Radomiu autorstwa Małgorzaty Alberskiej.