„Wartości będą w ludziach zawsze” – wywiad z AGATĄ KULESZĄ o filmie „Pewnego razu w listopadzie…”



3 listopada w polskich kinach pojawi się nowy film Andrzeja Jakimowskiego „Pewnego razu w listopadzie…”. Film otworzył tegoroczną edycję Międzynarodowego Warszawskiego Festiwalu Filmowego. „Pewnego razu w listopadzie…”, to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, poruszająca historia warszawskiej rodziny, rozgrywająca się w przeddzień potężnej demonstracji patriotycznej z okazji Święta Niepodległości. Wykorzystany w „Pewnego razu w listopadzie…” materiał dokumentalny został zrealizowany przez reżysera i operatorów, będących bezpośrednimi świadkami wydarzeń z Święta Niepodległości z dnia 11 listopada 2013 roku.

„Chciałbym, abyśmy na ekranie ujrzeli Warszawę bez filmowego make-up’u. Taką, jaka jest naprawdę. Sceny uliczne z udziałem bohaterów realizowaliśmy w autentycznym tłumie. Zależało mi na realizmie obrazów, niekiedy brutalnych. Moi bohaterowie zetknęli się z podniosłością patriotycznych uczuć w wielkiej skali, jak i z aktami przemocy. Były to prawdziwe zdarzenia, które utrwaliliśmy w dokumentalnych zdjęciach” – Andrzej Jakimowski, reżyser.

W oczekiwaniu na premierę filmu prezentujemy wywiad z Agatą Kuleszą, odtwórczynią głównej roli w filmie.

Według Andrzeja Jakimowskiego „Mamusia” wyraża wartości, o których dziś coraz częściej zapominamy, kiedy one są istotą współistnienia między ludźmi.

Myślę, że te wartości zawsze w ludziach będą. Za tymi cechami człowiek tęskni, ponieważ czuje je gdzieś wewnątrz siebie- czasami musi je tylko w sobie wydobyć. Zwłaszcza, kiedy znajduje się w trudnych sytuacjach, gdy jego życie poddawane jest różnym zawirowaniom. Wtedy istotnym jest przypomnieć sobie o kręgosłupie moralnym, o sile więzi między bliskimi, z ludźmi w ogóle. O chęci pomocy drugiemu człowiekowi, zwłaszcza komuś, kto jest bezradny. Dla „Mamusi” istotny jest syn, który się nią opiekuje i pies – Koleś, który jest pod jej opieką. Czuję się za niego odpowiedzialna, jest to dla niej normalne i oczywiste. Chcę wierzyć, tak mi się zresztą wydaje, że wszyscy tak czujemy i chcemy tak postępować, tylko czasami zupełnie inne rzeczy biorą górę.

Chociaż „Mamusia” nie jest główną postacią to wydaje się być kluczem do przesłania całego filmu.

Myślę, że dla Andrzeja jest to niezwykle ważna postać. Tak, jak i dla mnie zresztą. On ten film nawet dedykuje swoje mamie, o czym możemy przeczytać na początku. Myślę, że jest jej wdzięczny między innymi za to, że nauczyła go tych potrzebnych, stanowiących o naszym człowieczeństwie, rzeczy.

Pierwszy raz spotyka się Pani na planie z Andrzejem Jakimowskim…

Naprawdę się ucieszyłam, kiedy Andrzej zaproponował mi tę rolę. Po pierwsze byłam bardzo ciekawa spotkania z nim. Znam i lubię jego filmy. Podoba mi się to, że on cały czas zachowuje w filmach swoją niezależność. To jest jego, autorskie kino, a takie mnie interesuje. Dobrze nam sie układała praca na planie. Wiele rzeczy mieliśmy dużo wcześniej omówionych. Oczywiście szukaliśmy też różnych rozwiązań w trakcie pracy na planie. Andrzej nie jest głuchy na propozycje, rozważa przeróżne warianty, nie ogranicza się tylko do swojej wizji. Takie podejście mi odpowiada, dlatego nasze spotkanie uważam za bardzo udane.

Z kolei jest to już drugie Pani spotkanie z Grzegorzem Palkowskim?

I Grześ znów gra mojego syna, tym razem Mareczka.  Grzegorz nie jest zawodowym aktorem, jednak wiele się od niego nauczyłam podczas pracy. Mam już swoje doświadczenie, sporo ról na koncie, a gdy obserwowałam jego pracę i dotarło do mnie, że można wiele rzeczy zagrać w prosty i sugestywny sposób. Grześ właśnie to w sobie ma. Także siłę zawierającą się w swoistej prostocie, która bywa niezwykle wzruszająca.

Plus to jego spojrzenie…

Tak, te jego oczy! Naprawdę trudno się nie cieszyć z ponownego spotkania.

Myślę, że „Pewnego razu w listopadzie…” może zaskoczyć dotychczasowych widzów Andrzeja Jakimowskiego. Jak Pani odbiera ten film?

Wydaje mi się, że jest to w ogóle ważny film. Co istotne komentuje on, czy też pokazuje naszą rzeczywistość, bez oskarżania żadnej ze stron. Nawet rozmawiałam o tym z Andrzejem. Dla mnie jest to film mówiący o tym, że najprawdopodobniej jesteśmy przez system intensywnie i konsekwentnie karmieni strachem, a potem nim wiedzeni zachowujemy się tak różnie i dziwnie. Szukamy wtedy przynależności do grupy, wspólnej idei- gdy boimy się nie chcemy być sami, szukamy z tego wyjścia. To się oczywiście rozkłada na różne postawy. Jeden jest atakowany, inny atakuje. Dla mnie ten film jest opowieścią o ludzkim strachu. I o zależności, że agresja rodzi agresję.

Jest w filmie scena ataku na squat, w której strach w Pani wykonaniu sprawia wrażenie wychodzącego poza plan filmowy. Jakby bała się Pani naprawdę…

Biorąc udział w takiej realizacji jak ta, wyobraźnia potrafi podpowiadać naprawdę skrajne sytuacje. W dekoracje leciały prawdziwe kamienie, w uszach dzwonił autentyczny łomot. Wszystko to wywoływało bardzo sugestywne wrażenie. Stając w obliczu osaczenia człowiek boi się naprawdę. Tym bardziej, kiedy rozumie, że ci, co rzucają tymi kamieniami, robią to również ze strachu.

Jest szansa, że z tego filmu wyciągniemy jakąś lekcję, naukę?

Nauka przez obcowanie ze sztuką odbywa się tak, że każdy wybiera to, co go w danym momencie najbardziej interesuje i dotyka. Naprawdę trudno mi powiedzieć, z jakimi myślami ludzie wyjdą z kina. Mam nadzieję, że każdy wyciągnie z niego coś dla siebie. Z drugiej strony- indywidualne spojrzenie na drugiego człowieka może dać najwięcej. Chodzi o to, żeby traktować ludzi jednostkowo- każdy z nas ma przecież swoją historię. Rzecz w tym, że nawet jeśli ocenie podlega cała grupa, to jednak tworzą ją pojedyncze osoby, z których każda z ma własny bagaż doświadczeń.

Tak, jak para głównych bohaterów, którzy zostają postawieni w skrajnej sytuacji życiowej.

Oni zastali wykluczeni, znikąd nie dostają pomocy. System ich wciągnął i zgubił, jakby ich nie było. Kontekst prawny tej sytuacji tłumaczy scena z wykładu. Co się dzieje, kiedy człowiek jest nagle wyjęty poza nawias? System mu nie pomaga, nie chroni go. Gdzie zapodział się ludzki odruch? Dzisiejsze czasy narzucają postawę drapieżną, agresywną, silną. A przecież nie każdy z natury taki jest. Jak ktoś tego nie potrafi, trzeba mu pomóc. „Mamusia” postępuje tak wobec psa, a Mareczek wobec niej.  Dlaczego ludzie tak się zachowują? Powodów jest mnóstwo. Ktoś jest nieśmiały, smutny, w depresji, może chory? Czuje się wykluczony i nie potrafi już więcej zawalczyć o siebie.

Co nie znaczy, że nie zasługuje na danie mu szansy…

Dokładnie. Osobie w takiej sytuacji trzeba zwyczajnie pomóc.

 

„Pewnego razu w listopadzie…” – oficjalny zwiastun filmu:

Foto: Adam Bajerski

Komentarze